Zapewne wielu z nas kojarzy przebój „Siedzę i myślę” w wykonaniu Beaty Kozidrak. Czyż to przypadkiem między innymi nie na tym w dużej mierze polega praca copywritera? Bo jak już zrobiłem research, tak niezbędny w tym fachu, bo przecież nikt z nas nie zna się na wszystkim, to nie pozostaje nic innego jak poskładać te wszystkie informacje w jedną całość za pomocą słów ułożonych w porywające zdania. I tu, jakby, zaczyna się problem…
Mickiewicz to miał natchnienie…
Pracę pisarza, czyli copywritera, świetnie obnażyła Maria Czubaszek, mówiąc, że to Mickiewicz miał natchnienie a ona do pisania potrzebuje jedynie motywacji w postaci trzech niezapłaconych rachunków.
W ubiegłym roku a więc 2021, byłem na spotkaniu autorskim z Krystyną Mirek, znaną powieściopisarką. Postanowiłem zapytać ją o kulisy codziennej pracy autora, w tym wypadku, pełnoetatowego literackiego twórcy. Pani Krystyna utwierdziła mnie w przekonaniu, że jest to praca, jak każda inna, której owocem jest gotowa powieść, całościowo opowiedziana, bardzo konkretna historia. Proces żmudny, wyczerpujący, wymagający umiejętności skutecznej walki ze wszechogarniającymi rozpraszaczami uwagi.
Wbrew pozorom, by pisać powieści obyczajowe, również trzeba posiadać odpowiedni zakres wiedzy. Jeżeli mamy na to czas i możliwości, możemy konsultować się ze specjalistami w danej dziedzinie. Żaden tekst wychodzący spod naszej klawiatury, że tak to ujmę, nie powinien być oderwany od rzeczywistości. Najgorsze jest to, iż nieraz bardzo długo siedzimy i myślimy, czas goni a nasze siedzenie, myślenie – jest bezowocne.
Pułapka pozytywnego myślenia
Żeby nie wyjść z wprawy, każdy, kto zajmuje się pisaniem, czy to na co dzień czy od święta, powinien trenować warsztat. Są jednak dni, kiedy napisanie jednego zdania, którego nie będziemy zmieniać ani poprawiać nieskończoną ilość razy, graniczy z cudem. Pisarz potrafi być bardzo samokrytyczny, niezależnie od tego co i jak napisał. Niektórzy z nas mocno wierzą w instytucję „lekkiego pióra”. Dramat pojawia się dopiero wówczas, gdy owe „lekkie” pióro, zaczyna nam ciążyć, bo nasz tekst nie został opublikowany, przyjęty a co gorsza, został skrytykowany. Mnie osobiście dotykają sytuacje, w których klient, zapytany o wrażenia po przeczytaniu mojego artykułu, płacić – płaci, rozlicza się, ale nagle urywa kontakt. Zostaję z niewiedzą na temat tego, co mu się nie podobało. I już nigdy więcej się nie odzywa. Nie daje szansy poprawy. Pułapką pozytywnego myślenia jest przekonanie o tym, że pisanie to moje… powołanie. Inną taką matnią jest założenie, że artykuł jest wybitny, genialny lub po prostu, bezbłędny. Ja i klient mamy tę samą, uzupełniającą się wizję tego, co będziemy pisać. Jeszcze jedną pułapką w pozytywnym myśleniu o pracy copywritera jest nastawienie, że jak, po pierwsze, potencjalny klient się odezwał, po drugie, pochwalił warsztat, to na pewno będzie owocna w pieniążki i satysfakcję, stała współpraca. Przeczytał, pochwalił, miał się odezwać… Milczy.
Okazje do pisania
Pamiętam swój staż w jednostce samorządowej, na stanowisku pracownika biurowego, który… sprzątał magazyn w dziale, który go zatrudniał. Cóż, o angażowaniu stażystów, krążą legendy a jak wiadomo, w każdej legendzie trochę prawdy jest. To samo tyczy się pracy w jakimkolwiek polskim urzędzie… Później miałem być informatorem turystycznym, ale staż musiałem przerwać i choć zdałem egzamin wewnętrzny, żaden turysta nie został przeze mnie obsłużony.
Kiedy myślę o swojej samoocenie, szukam odpowiedzi na pytanie, w czym jestem naprawdę dobry, nawet kiedy nad tym medytuję, pierwsza myśl jaka przychodzi mi do głowy, to, oczywiście pisanie, pomijając jednak fakt, iż ci, co chwalą mój warsztat i utwierdzają mnie w moim talencie, rzadko lub w ogóle nie korzystają z moich pisarskich zdolności. Cóż, takie życie. Pewnego dnia postanowiłem porozmawiać z moim ówczesnym szefem, właśnie o tym, że jestem copywriterem. Okazje do pisania, warto sobie stwarzać.
Kiedy czytałem ich posty na oficjalnym blogu, bolały mnie oczy. Patrzyłem na te treści, z pozycji czytelnika, którego ów blog, moim zdaniem, w ogóle nie zachęcał do czytania. Suche jak wiór, sztywne jak krochmal, przekazy informacyjne z błędami interpunkcyjnymi, ortograficznymi, stylistycznymi. Naciąganie smutnej rzeczywistości. O, zgrozo, ja też miałem brać w tym udział! Próbowałem, naprawdę próbowałem pisać tak samo, ale nie udało się opanować tej „sztuki”, bo staż został przerwany a szef, miałem wrażenie, że tylko zabija mi czas i tego, co piszę, wcale nie wykorzystuje…
Wiele twarzy pisania
Okazało się, że copywriter wcale, w rozumieniu niektórych, niby lepiej wykształconych osób, wyższych rangą, nie musi tworzyć niczego swojego ani oryginalnego. Staż pokazał mi, że przecież mogę wykazać się umiejętnością nie tyle pisania co przepisywania. Najgorsze w tym wszystkim było dla mnie to, że to, co ja przepisałem, mój zespół przepisywał raz… jeszcze.
W pracy tej, podczas stażu, pisaniem nazywano także parafrazowanie. Zlecano mi pisanie tego samego tekstu, tych samych zdań lecz w innej… formie. To tak jakby z osławionego zdania „Ala ma kota” zrobić stwierdzenie, że „Alicja ma zwierzę, którym jest kot”. Nie chcę nikomu wypominać wykształcenia filologicznego ani niedbalstwa, ale dziś już jestem pewien, że pisanie, samo w sobie ma wiele twarzy. W jednostkach samorządowych, nie wiem czy we wszystkich, bo to wcale nie musi być normą, teksty pisane są mechanicznie, na żywioł, w myśl zasady, jak napiszę, tak będzie. Nie czyta się tego, co zostało napisane. Nie poprawia się błędów. Myśli się pozytywnie, oszukując samych siebie.
Podsumowanie
Pozytywne myślenie, również w pracy copywritera, nie powinno wykluczać elementu porażki. Różni ludzie są na świecie, każdy z nich ma swoje własne potrzeby, oczekiwania, wizje. To, co napisaliśmy, wbrew pozorom, nie zginie. Nie warto podchodzić do pisania zerojedynkowo. Warto podchodzić neutralnie. Nie poddawać się. Pisać, pisać i jeszcze raz pisać. Nie uzależniać swojej pasji od czyjegoś „widzimisię”. Nie jestem zwolennikiem domyślania się, odgadywania potrzeb innych ludzi, w tym wypadku naszych zleceniodawców. O wiele bardziej przemawia do mnie dialog i próba obustronnego, wzajemnego zrozumienia. Może jestem dziwny, ale komunikacja na odległość też nie zawsze się sprawdza. Czyż nie można wyjść z prostego założenia, że pisać każdy może, lepiej lub trochę gorzej ale nie o to chodzi, jak to komu wychodzi.
SKOMENTUJ ARTYKUŁ